Cześć! Pół godziny temu skończyłam czytać książkę i zanim mnie ocenicie, przeczytajcie co mam o niej do powiedzenia. Nie opierać się tylko na okładce książki - nauczyłam się tego już bardzo dawno temu. Mimo, że opis był zwykły, a okładka nieobiecująca zbyt wiele, pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to: Książka dla trzynastolatek. Powiem wam, że zdziwiłam się i to konkretnie.
Katie, która już po wakacjach znajdzie się w klasie maturalnej wiedzie zwykłe życie w Eastport. W sumie źle to ujęłam, prowadzi idealne życie nastolatki. Obraca się w gronie tych popularnych i najładniejszych/najprzystojniejszych, sam jej chłopak jest napastnikiem drużyny football'owej - Quahogów. Można powiedzieć, że dziewczyna ma wszystko o czym marzą nastolatki, a nawet więcej - dwóch chłopaków i stek kłamstw, które rosną z każdą kolejną minutą.
Mieszkańcy mają totalnego bzika na punkcie Quahogów i nie mówię tu tylko o sportowcach, którzy są tam traktowani jak bóstwa, ale także o małżach, z których są tam robione najróżniejsze potrawy. Każdy kto obrazi sportowca lub miastowy przysmak od razu jest skreślany. Tak właśnie został potraktowany Tommy Sullivan za odkrycie prawdy o wspaniałych sportowcach.
Chłopak po czterech latach powraca do miasta wywołuje nie lada skandal wśród licealistów i wywraca życie Katie do góry nogami. Ciężko stwierdzić czy jej się to podoba czy nie, ale na pewno w pewnym momencie można dojść do odpowiedzi. Katie musi stanąć przed naprawdę trudnym wyborem.
Moim zdaniem książka mimo bardzo lekkiego i łatwego stylu pisania - jak dla trzynastolatek, jest naprawdę fajna. Skończyłam ją czytać z szerokim uśmiechem i uroczym "ojej" na ustach. Nie tyle książka okazała się przezabawna, ale autorka też wyciąga głębokie wnioski z kłamstwa i bardzo ciekawie przedstawia problemy nastolatek, gdy to podoba się nie jeden chłopak, a dwóch. Jedyne co konkretnie mnie irytowało to ciągłe wzmianki o wspaniałych Quahogach. Niektóre sceny z nimi związane można było interpretować jakby to miasto było jedną wielką sektą wyznającą wszystko, co w nazwie miało słowo quahog.
Książka jak najbardziej na plus! Powinniście po nią sięgnąć, ale uprzedzam, że nie jest to książka napisana w poważnym tonie, tylko właśnie dla młodych, bardzo młodych dziewczyn. Nie można od niej oczekiwać, że będzie to literatura z wyższej półki, bo zupełnie taka nie jest.
Z dużym opóźnieniem, ale jestem.
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę kilka lat temu, ale kompletnie nie pamiętam, o czym była. Nawet po przeczytaniu tej recenzji przypomniało mi się tylko tyle, że Tommy miał rude włosy...
Książki Meg Cabot mają to do siebie, że czyta się je szybko i przyjemnie. To takie typowe lektury na niemyślenie, z prostą fabułą i często przewidywalnym zakończeniem, a jednak potrafią umilić dzień. Pamiętam, że kiedyś uwielbiałam tą serię o dziewczynie trafionej przez piorun i jeszcze tą drugą o dziewczynie, która widziała duchy. Obecnie jednak na pewno nie sięgnęłabym po żadną książkę Meg Cabot, bo jej styl pisania już dawno zaczął mnie irytować, chociaż na początku gimnazjum ją lubiłam.
Pozdrawiam
b-u-n-t
teorainn